środa, 16 stycznia 2013

Zwolnienia w Niemieckich mediach - za sprawą WAZ pracę straci cała redakcja gazety Westfälische Rundschau

Redukcja personelu od dłuższego czasu dotyka niemieckie media. Z powodu malejących dochodów z reklam pracę straciło 120 redaktorów lokalnej gazety Westfälische Rundschau.

Manfred Braun, prezes zarządu spółki stwierdził, że decyzja jest nieodzowna wobec malejących stale nakładów gazety, a także z punktu widzenia interesów grupy medialnej WAZ, do której należy Westfälusche Rundschau. Według Crristiana Nienhausa z WAZ Zwolnienia mają być przeprowadzone w korzystny dla redaktorów sposób, gdyż wydawnictwo i rada zakładowa ustaliły plan świadczeń socjalnych. Część byłych pracowników znajdzie też zatrudnienie w ramach obsadzania zwolnionych miejsc w pozostałych gazetach grupy WAZ w Nadrenii Północnej Westfalii.

Fala zwolnień dotyczy także większych graczy na rynku mediów. 
Pod koniec listopada ubiegłego roku zapowiedziano 40 zwolnień w Dr Spiegel TV. Decyzje podyktowane są malejącym i dochodami wynikającymi  mniejszej liczby reklam i sprzedanych prenumerat.

Czy niemieckim gazetom grozi los amerykańskiego Newsweeka, który od 2013 roku ukazuje się już tylko online?

źródło:kress.de

niedziela, 13 stycznia 2013

Pierwszy berliński tydzień w 2013 roku i kilka planów :)

I znów piszę tekst na bloga siedząc w pociągu do Berlina. Tym razem jednak w zgoła odmiennym nastroju. Miniony tydzień tchnął we mnie totalnie nową energię i chęć do działania. I mimo, że byłam ostatnio tak zajęta, że praktycznie nie zajrzałam do żadnych materiałów ze studiów i nadal mocno stresuje mnie myśl o egzaminach to zaczęłam wierzyć w swe siły i to, że mimo 5-letniego braku kontaktu z matematyką podołam ekonomicznym obliczeniom. Nigdy nie byłam typem lubiącym rywalizację, porażki mnie przygniatały, ale sukcesy zawsze mobilizowały. Po nieudanym 2010, bardzo udanym 2011 i średnio-przeciętnym 2012 mam nadzieję, że zgodnie z regułą czeka mnie dość szczęśliwy rok. Pierwsze małe sukcesy już odnotowane i to mnie cieszy;)  


Mam już mnóstwo planów wyjazdowych i nadzieję, że uda się je konsekwentnie realizowac. Nigdy nie robię noworocznych postanowien, bo i tak są bez sensu. Wolę się trzymać wlasnych od lat wypracowanych sposobow dzialania, czyli perspektywicznego planowania długoterminowego. I nie muszę robic żadnych notatek, bo podstawowe główne cele mam w głowie. Różne są drogi do realizacji marzeń. Ja nigdy nie planowałam życia za granicą, ale kto wie, może to właśnie po prostu baza, którą muszę zaliczyć przed dotarciem do mety i zyskać to, na czym mi naprawdę zależy?


Wierzę, ze tak wlasnie jest. Nic w moim życiu nigdy nie działo się bez przyczyny. I choc czasem musialam naprawdę dlugo czekac na odpowiedź od życia, dlaczego wyszlo tak, a nie inaczej, to jednak zawsze w koncu ją uzyskiwałam. Wszystko ma jakąs logikę, choć nie zasze widać ją na pierwszy rzut oka.

Od życia trzeba w końcu brać to co daje i robić wszystko, co w naszej mocy, z tym co w zasięgu naszej mocy, a resztę zaakceptowac. Lekka zmiana myslenia w efekcie moze poskutkowac szybciej niz by sie mozna bylo spodziewac. Po pasmie porazek zawsze przychodzi pasmo sukcesów. Zawsze;) Doswiadczenie we temacie jest, więc mogę to obiecac:)

***
Miałam nie spisywac zadnych postanowien, nigdy tego nie robie, ale może złamie regułę i zapisze kilka, by pod koniec przyszłego roku tu zajrzeć i przekonać się, co  z nich wynikło;)

W Treptower park ( to moje odkrycie minionego tygodnia, takie poznańskie  Cytadela i Malta w Berlinie 2 w 1;) 


Plany są głownie wyjazdowe. Jeśli zdam sesję w terminie, to w nagrodę za sponsoruje sobie wyjazd w góry;) Potem trzeba zwiedzic Oslo, Kopenhage ( to plan niezrealizowany od 2 lat:/), Amsterdam, Barcelonę, ( obiecałam mojej węgierskiuej wspóllokatorce  Anicie, ze pojedziemy tam autostopem w maju), w planach jest tez Zakopane z rodzicami we wrzesniu;) 

A z planów pozapodróżniczych? Zdanie egzaminu C2 z niemieckiego;) Kiedyś myślalam, ze ta poprzeczka jest do przeskoczenia dopiero po minimum 5-letnim pobycie za granica, byly jednalk osoby, ktore sie nie baly sprobowac po krotszym czasie i udalo sie;) A z własnych obserwacji, albo raczej rozmów wywnioskowałam, że nie mówią wcale lepiej ode mnie;) 

Nigdy nie zazdroszczę innym sukcesow, bo stanowią one dla mnie dowód, ze mozna i skorto innym sie udalo, to nalezy sie z tego cieszyc i sasmemu tez probowac sil. Bo skoro innym sie udalo, to znaczy, ze i ja mogę. Z pewnoscia przede mna jeszcze wiele pracy, ale ten czas w Niemczech jest dla mnie i musze go sporzytkowac jak najlkpiej. W koncu celem wyjazdu bylo zebranie doswiadczen zawodowych i opanowanie języka do perfekcji. Aaaa, bylabym zapomniala. Dokladniue 1 stycznia za rok zrobie sie stara i skoncza mi sie znizki studenckie. Jesli tak ulozy mi sie zycie, ze wroce wtedy do Polski, to w planach jest kupno jakiegos autka:) A jesli przedluze pobyt o kolejny rok (zalozeniem jest max 2 lata za granica, choc niekoniecznie w Berlinie), to poprostu przeloze te plany na później:)

Po 3 miesiącach w Berlinie musze przyznac, ze to miasto to byl dobry wybor, zwlaszcza ze wzgledow logistycznych. Wybralam Berlin zamiast Hamburga w czassie, gdy moj ojciec byl krotko po zawale i chcialam miec mozliwosc powrotu do domu rodzinnego w ciagu kilku godzin. I muszę przyznac, ze pojecia wtedy nie mialam, jak bardzo ulatwi mi to zycie. (Pakuje sie do pociagu i w zaledwie 3h jestem w domu placac za podróż zaledwie 30zł w jedna strone). Chociaz pewnie na takie wydarzenia jak Boże Narodzenie czy 90-te urodziny Babci, z których wlasnie wracam to przyleciałabym zapewne i z Nowego Jorku i z Kamczatki. Sa rzeczy ważne i ważniejsze:) 

No cóż, przede mna kolejny wyczerpujący tydzien ( w minionym nie miałam czasu ani na żaden porządny wpis na bloga, ale musze przyznac, ze fizyczne zmęczenie dalo  mi psychicznie genialne poczucie satysfakcji:)





Więcej o mojej nowej pracy i niemieckim korpo lajf, jakie zaczęłam prowadzić już wkrótce;)



A na koniec pozytywna niemiecka piosnka Ausflug Ins Blaue, Chima której ciągle jestem zmuszona słuchać w radiu, ale mi to nie przeszkadza, bo jest naprawdę całkiem sympatyczna, zwłaszcza gdy się rozumie tekst;)


piątek, 11 stycznia 2013

Niemcy wyrzucają choinki na ulice... zaraz po Nowym Roku


Jakie choinki dominują w niemieckich domach? Mogłam się o tym przekonać w mijającym już powoli tygodniu. I wcale nie musiałam nigdzie zaglądać, wystarczyło mi spacerowa nie po ulicach Berlina by przekonać się, że Niemcy preferują świerk srebrny.






Gdy w ostatnią sobotę wracałam z walizką z Polski w oczy rzuciły mi się leżące w krzakach obok chodnika choinki. Przypomniały mi się wtedy słowa germanistki z mojego szczególnie proniemieckiego gimnazjum (ironię zawartą w tych słowach zrozumieją niestety tylko Ci którzy również mają za sobą edukację w tej szkole i pewnie się roześmieją na samo wspomnienie, ale mniejsza o to), o tym że Niemcy bardzo świętują adwent, a czas świąt kończy się dla nich praktycznie wraz z fajerwerkami witającymi Nowy Rok. 


Te 12 lat temu w Polsce było nieco inaczej, pamiętam że żywa choinka stała u nas jeszcze z dobre 2-3 tygodnie po świętach, a niektórzy trzymali ją do 2 lutego, czyli święta Matki Boskiej Gromnicznej. Od kilku lat jednak obserwuję tendencję do wyrzucania tego drzewka po 6 stycznia czyli tzw. Święcie Trzech Króli, kiedy to po domach chadzają przebrani kolędnicy (nie wiem dokładnie jak jest w innych regionach Polski, w mojej części Wielkopolski jest tak, że są to 3 osoby ok. 10-12 lat, przebrane za króli). 

Niemcy w wielu przypadkach tak długo nie czekają, te 2 choinki napotkałam wszak już 5 stycznia.



 


Idąc w poniedziałek na zajęcia i później jeszcze w zupełnie innej części miasta do pracy, napotkałam całe mnóstwo kolejnych wyrzuconych jeszcze wciąż pięknych, nieosypujących się choinek - świerków srebrzystych. Aż żal było patrzeć. Chyba jednak łatwiej pozbyć się suchego szkieletu, po którym zostaje spory bałagan w domu (trudne do usunięcia z dywanu igliwie). 

Zdziwiło mnie to bardzo, bo widok może być dość ciekawy dla Polaka kombinującego co właściwie z tym drzewkiem po świętach zrobić. Właściciele domów jednorodzinnych z centralnym ogrzewaniem palą je w piecach, ale mieszkańcy bloków już w tak komfortowej sytuacji nie są ( z tego powodu wielu decyduje się też na sztuczne drzewka, które po spełnieniu służby lądują w szafie). W Niemczech odbiorem Tannenbaum zajmują się miasta. Taki tu panuje system, że wystarczy choinkę wystawić na ulicę.

Ciekawa jestem kiedy Poznań wreszcie pierwszy przyjmie taki sposób działania;) Póki co miasto jest na dobrej drodze, bo chociaż choinek nie zbiera, to jednak organizuje od kilku lat akcję 'Poznańskie choinki wracają do środowiska', w ramach której można w kilku punktach ekologicznie oddać drzewko:) 

Miłego weekendu!

 Moja waliza spakowana i już biegnie na pociąg;) Takie życie, że człowiek zmuszony do ciągłego bycia w drodze;)






sobota, 5 stycznia 2013

Die Welt o pakcie fiskalnym w Polsce

źródło: facebook/diewelt
'Strach Polaków przed europejskim płonącym domem' - tak zatytułował swój artykuł niemiecki dziennik Die Welt rozpisujący się w piątek 4 stycznia o pakcie fiskalnym w naszym kraju.

Niemcy piszą, że polska opozycja domaga się plebiscytu w sprawie wprowadzenia euro, a całej sprawie dodatkowego smaku dodaje ankieta wg której 56% badanych jest przeciwko wprowadzeniu wspólnej waluty.

Dziennik przytacza także słowa Ewy Kopacz o tym, że mogłaby zaistnieć w Polsce duża nadzwyczajna debata na temat racji stanu. Słowa te przywołane zostały w kontekście planowanego na piątek głosowania nad europejskim paktem fiskalnym dyscyplinującym politykę budżetową sygnetariuszy.

Dalej w artykule można znaleźć informację, że w ostatniej minucie prezydium Parlamentu przełożyło debatę na luty. Opozycja, która groziła że zbojkotuje głosowanie paktu - wg niej szkodliwego dla Polski, polskich przedsiębiorców i niezgodnego z Konstytucją RP - cieszyła się z takiego obrotu spraw i tego, że głosowanie odłożono na później.

/dalsza część tłumaczenia niebawem/ ;)

Nie lubię wyjeżdżać z Polski/Dokładnie pół roku za granicą...

Piszę ten tekst w pociągu w drodze do Berlina. Tak się jakoś złożyło, że w radiowej Dwójce puścili kompozcje mojego ulubionego Sergieja Prokofiewa. Dokładnie sześć miesięcy temu wyjechałam z kraju. Żeby było jeszcze bardziej sentymentalnie: zza okna widzę ciemne chmury, ale wysoko ponad nimi rozpościera się piękne, jasne błękitne niebo. Zaśmiałam się w duchu, że to urocza alegoria tego, co mnie będzie czekało w ciągu najbliższych dwóch miesięcy (żeby tylko... bo jeśli przydarzą mi się poprawki, to pomęczę się jeszcze w marcu). 

Tak, widmo sesji na niemieckim Uni mnie totalnie przeraża. Nie ma żadnej taryfy ulgowej dla obcokrajowców. Oczywiście kilka przedmiotów można zaliczyc dzięki wykonaniu prezentacji lub przygotowaniu referatu, ale niektóre z zajęć mają w zapisie programowym zapis, że egzamin jest obowiązkowy. Myślę, że w Polace dałoby się to "jakoś ominąć i załatwić" z wykładowcą, jednak Niemcy funkcjonują troszkę inaczej i trzymają się ścisle wyznaczonych zasad. Co ciekawe... Znacznie łatwiej zaliczyć przedmioty po angielsku aniżeli po niemiecku. Te pierwsze saą przygotowane z myslą o zagranicznych studentach, natomiast na tych drugich zdarza się, że jestem jedynym obcokrajowcem, a  w dodatku wykładowca 'nawija' z prędkością światła.

Ma to oczywiście swoje plusy, gdyż dzięki temu przyswajam sobie język w sytuacjach ekstremalnych. Mimo wszystko dawno minęły czasy, gdy lubiłam się trudzić jedynie dla własnej głupiej satysfakcji, zwłaszcza iż trudu i tak nikt nie docedniał. Życie należy sobie ułatwiać najczęściej jak się da. Dlatego w kolejnym semestrze  mam zamiar wybrać sobie większość przedmiotów po angielsku. Rozumienie tego języka idzie mi podobnie jak niemieckiego, jedynie moja angielska gramatyka pozostawia jeszcze wiele do życzenia, ale przynajmniej będę miała motywację, by ja porządnie podszkolić.


Podsumowując: cholernie ( przepraszam za to słowo, ale jest ono najbardziej adekwatne do tego, co właśnie czuję) nie chce mi sie wracać do Niemiec i mimo, że po raz milionowy obiecuje sobie, że nie będe uciekać myslami ani w przeszlosc, ani w przyszłosc, to czasem się tak nie da. Oczywiscie najlepszą ucieczką od niewygodnych mysli jest praca, a tej mi się szykuje w najbliższym czasie aż nadto. Widmo 4-godzinnych egzaminów w lutym i ewentualne męki na poprawkach mobilizuje mnie do większego skupienia się na tłumaczeniu fachowych tekstów ekonomicznych. Od poniedziałku zaczynam też pracę, co jest zarówno powodem mobilizacji jak i stresu ( typu: jak ja to ogarnę czasowo). Chyba będę musiała na nowo przypomniec sobie o technikach organizacji czasu, choć... W sumie to w moim życiu zawsze tak bywało, że im wiecej miałam na głowie tym paradoksalnie lepiej sobie z wszystkim radziłam. Czy mi się uda?  Tego nie wiem, bo już czuję że będzie ciężko, ale na tarczy wracać nie zamierzam. A dodam, że za granicą każdy sukces smakuje podwójnie, więc gra jest warta swieczki (tym bardziej, że Rodzice jakoś we mnie nie wierzą i najchętniej widzieliby mnie z powrotem w Polsce. I to jest chyba jeden z większych motywatorów, by im właśnie udowodnić, że za granicą można pracować nie tylko jako kelnerka, ale także zdobywać doświadczenie zawodowe,). 

Zawsze na takie dziwne myśli mi się zbiera, gdy wracam z Polski... No wlasnie. Wracam, czy wyjeżdzam? Za granicą jest latwiej, ale czy lepiej? w ostatnich grudniowych berlińskich dniach roku prowadzilam dosc wesole rozrywkowe zycie totalnie pozbawione trosk. Mimo wszystko tesknilam. Za wszystkimi i za wszystkim. Artykuly zastepcze zawsze beda tylko artykulami zastepczymi. W kazdej sferze zycia... 

P.S.
O ironio, właśnie na koniec pisania tego tekstu przekroczyłam granicę w Kostrzynie...

P.S.2 ( Już w domu, tym berlińskim...)
Co ciekawe, maszerując z walizką do mojej kamienicy zdałam sobie sprawę, że czuję się tak jak u siebie, jakbym była w Poznaniu, a nie gdzieś za granicą... Dziwne mam te myśli, doprawdy. Dobrze, że natłok pracy już tuż tuż.

środa, 2 stycznia 2013

Abonament RTV w Niemczech obowiązkowy nawet dla tych, którzy nie mają radia ani TV

Zgodnie z nowymi przepisami mieszkańcy Niemiec zapłacą za samą możliwość dostępu do mediów publicznych, bez względu na to czy posiadają w domu radioodbiornik bądź telewizor. Nowy przepis wszedł w życie 1 stycznia nakładając na każdego obowiązek uiszczenia opłaty w wysokości 18 euro.

Zmiany upraszczają system abonamentowy wprowadzając ujednoliconą składkę zamiast dwóch osobnych opłat za radio i telewizję. Zrezygnowano także lz pobierania opłat w zależności od ilczby odbiorników w mieszkaniu (wcześniej należało płacić za każde urządzenie).

Od 2013 roku obowiązuje zasada: jedno mieszkanie – jedna opłata w wysokości 17,98 euro. Osoby nie będące w posiadaniu własnego mieszkania, a jedynie je wynajmujące, mają obecnie ułatwioną sytuację, gdyż obowiązek uiszczenia abonamentu spada na właściciela mieszkania. Jednak i tym razem może on uwzględnić tę opłatę w kosztach wynajmu, niezależnie od tego czy lokatorzy korzystają z radia i tv.

W myśl nowych przepisów płaci się bowiem za możliwość dostępu do oferty mediów publicznych. To, czy się z niej korzysta, nie gra roli. W praktyce oznacza to, że od tego roku płacić muszą niemal wszyscy.

W Niemczech pobieraniem opłat zajmuje się specjalna instytucja o nazwie GEZ czyli Gbühreneinzugszentrale, założona 1973 r. wspólnie przez publicznych nadawców ARD i ZDF. Jest to również instytucja zajmująca się rozdziałem funduszy pomiędzy media publiczne, aktualizacją bazy z danymi osób płacących abonament oraz kontrolą jego przepływu.

Wpływy z abonamentu sięgają rocznie około 7,5 mld euro. Co ciekawe, Niemcy raczej nie uchylają się od opłat. Zanim wprowadzono nowe zasady, ściągalność abonamentu przekraczała 90 procent. 

Jakto wygląda u nas w Polsce - wszyscy wiemy... W moim domu rodzinnym abonament się płaci - naiwnie - jak twierdzą rodzice... Któż z Was drodzy czytelnicy nie zna ludzi, którzy TV posiadają ,a składek nie opłacają...? Niestety patrząc na wysokośc zarobków niektórych średniej wartości "gwiazd TVP" jestem w stanie przyznać takim osobom rację... Mam też wielką nadzieję, że i sprawa naszego polskiego abonamentu RTV zostanie kiedyś w jakiś racjonalny sposób unormowana... Taka cicha nadzieja na Nowy Rok...

tagi:
abonament rtv w niemczech, abonament telewizyjny w niemczech, abonament rtv w niemczech 2013,
abonament rtv niemcy

Sylwester w Berlinie i kilka refleksji na Nowy Rok 2013

Berliński Sylwester należy do jednej z najhuczniejszych imprez w Europie. Miasto przyciąga w okresie noworocznym tłumy turystów z całego świata. Ci witający 2013 rok w pobliżu Bramy Brandenburskiej masowo odtańczyli światowy hit Gangnam Style PSY.                                                       

Co do mnie, to spędziłam tegorocznego Sylwestra świętując z Rodzicami moje 25-te urodziny przypadające 1 stycznia. Chyba naprawdę zmieniłam się przez ostatnie1,5 roku o 180 stopni, bo kiedyś impreza noworoczna w domu wydawałaby mi się najsłabszą opcją, a w tym roku okazała się idealnym wyborem niewybijającym mnie z życiowego rytmu dnia. I tak jak rok i dwa lata temu witałam Nowy Rok w niesamowitej i balowej atmosferze (ale i pracująco, bo co nieco kelnerowałam pomagając bratu i kuzynowi - organizatorom Balu) tak i w tym roku wierzę, że jeśli w dobrym nastroju weszłam w Nowy Rok to wszystko powinno w 2013 iść po mojej myśli. Powinnam się też lepiej wysypiać (bo położyłam się wcześnie spać;) i nieco bardziej rozleniwić (choć chyba już bardziej niż w minionym roku się nie da - bo w moim przypadku był to chyba jeden z najbardziej leniwych okresów, a pomimo tego nie mogę go zaliczyć do bezowocnych - a wręcz przeciwnie. Jednak zawsze mogłoby być lepiej... Zgubiłam gdzieś swój zapał, ale wciąż wierzę że wraz z nowym miejscem zamieszkania i Nowym Rokiem uda mi się go w końcu odzyskać.

A jak bawili się ludzie witający Nowy Rok w pobliżu Bramy Brandenburskiej? Możecie się o tym przekonać oglądając poniżej zamieszczone filmiki                           
                             

Nie jestem fanką plenerowych imprez sylwestrowych i rozgrzewania zmarzniętego tyłka w tańcu. Znacznie bardziej odpowiada mi atmosfera balowa lub zwykła domówka w przyjacielskim gronie :) Co roku obiecuję sobie wyjazd w góry, ale jakoś marnie idzie mi realizacja tych zamiarów :) Może więc za rok ;) A może właśnie gołe niebo, fajerwerki i Berlin? 



Któż to wie dokąd poniesie mnie los za 12 miesięcy, w 2014 roku? Po cichu już planuję swoje dalsze losy, ale... Nie chcę tych planów precyzować, gdyż dokładnie rok temu podjęłam decyzję o wyjeździe do Berlina będąc pod wrażeniem wcześniejszego pobytu w Niemczech, a nie wziąwszy jeszcze pod uwagę wydarzeń kolejnego półrocza w Polsce... Dostałam od życia niezłą nauczkę i tym razem postaram się znacznie ostrożniej podejmować decyzje o zmianie zamieszkania i całego życia. Choć zdradzę, że chodzi mi po głowie kilka opcji, powrót do Poznania, przeprowadzka do Warszawy, wyjazd do Szwajcarii lub po prostu pozostanie w Berlinie, co na chwilę obecną jest najbardziej prawdopodobne z czysto organizacyjnych względów. Obiecałam sobie jednakwiekszą elastyczność w tym Nowym 2013 Roku, także... Wszystko zdarzyć się może:) Grunt to z nadzieją patrzeć w przyszłość :)