sobota, 5 stycznia 2013

Nie lubię wyjeżdżać z Polski/Dokładnie pół roku za granicą...

Piszę ten tekst w pociągu w drodze do Berlina. Tak się jakoś złożyło, że w radiowej Dwójce puścili kompozcje mojego ulubionego Sergieja Prokofiewa. Dokładnie sześć miesięcy temu wyjechałam z kraju. Żeby było jeszcze bardziej sentymentalnie: zza okna widzę ciemne chmury, ale wysoko ponad nimi rozpościera się piękne, jasne błękitne niebo. Zaśmiałam się w duchu, że to urocza alegoria tego, co mnie będzie czekało w ciągu najbliższych dwóch miesięcy (żeby tylko... bo jeśli przydarzą mi się poprawki, to pomęczę się jeszcze w marcu). 

Tak, widmo sesji na niemieckim Uni mnie totalnie przeraża. Nie ma żadnej taryfy ulgowej dla obcokrajowców. Oczywiście kilka przedmiotów można zaliczyc dzięki wykonaniu prezentacji lub przygotowaniu referatu, ale niektóre z zajęć mają w zapisie programowym zapis, że egzamin jest obowiązkowy. Myślę, że w Polace dałoby się to "jakoś ominąć i załatwić" z wykładowcą, jednak Niemcy funkcjonują troszkę inaczej i trzymają się ścisle wyznaczonych zasad. Co ciekawe... Znacznie łatwiej zaliczyć przedmioty po angielsku aniżeli po niemiecku. Te pierwsze saą przygotowane z myslą o zagranicznych studentach, natomiast na tych drugich zdarza się, że jestem jedynym obcokrajowcem, a  w dodatku wykładowca 'nawija' z prędkością światła.

Ma to oczywiście swoje plusy, gdyż dzięki temu przyswajam sobie język w sytuacjach ekstremalnych. Mimo wszystko dawno minęły czasy, gdy lubiłam się trudzić jedynie dla własnej głupiej satysfakcji, zwłaszcza iż trudu i tak nikt nie docedniał. Życie należy sobie ułatwiać najczęściej jak się da. Dlatego w kolejnym semestrze  mam zamiar wybrać sobie większość przedmiotów po angielsku. Rozumienie tego języka idzie mi podobnie jak niemieckiego, jedynie moja angielska gramatyka pozostawia jeszcze wiele do życzenia, ale przynajmniej będę miała motywację, by ja porządnie podszkolić.


Podsumowując: cholernie ( przepraszam za to słowo, ale jest ono najbardziej adekwatne do tego, co właśnie czuję) nie chce mi sie wracać do Niemiec i mimo, że po raz milionowy obiecuje sobie, że nie będe uciekać myslami ani w przeszlosc, ani w przyszłosc, to czasem się tak nie da. Oczywiscie najlepszą ucieczką od niewygodnych mysli jest praca, a tej mi się szykuje w najbliższym czasie aż nadto. Widmo 4-godzinnych egzaminów w lutym i ewentualne męki na poprawkach mobilizuje mnie do większego skupienia się na tłumaczeniu fachowych tekstów ekonomicznych. Od poniedziałku zaczynam też pracę, co jest zarówno powodem mobilizacji jak i stresu ( typu: jak ja to ogarnę czasowo). Chyba będę musiała na nowo przypomniec sobie o technikach organizacji czasu, choć... W sumie to w moim życiu zawsze tak bywało, że im wiecej miałam na głowie tym paradoksalnie lepiej sobie z wszystkim radziłam. Czy mi się uda?  Tego nie wiem, bo już czuję że będzie ciężko, ale na tarczy wracać nie zamierzam. A dodam, że za granicą każdy sukces smakuje podwójnie, więc gra jest warta swieczki (tym bardziej, że Rodzice jakoś we mnie nie wierzą i najchętniej widzieliby mnie z powrotem w Polsce. I to jest chyba jeden z większych motywatorów, by im właśnie udowodnić, że za granicą można pracować nie tylko jako kelnerka, ale także zdobywać doświadczenie zawodowe,). 

Zawsze na takie dziwne myśli mi się zbiera, gdy wracam z Polski... No wlasnie. Wracam, czy wyjeżdzam? Za granicą jest latwiej, ale czy lepiej? w ostatnich grudniowych berlińskich dniach roku prowadzilam dosc wesole rozrywkowe zycie totalnie pozbawione trosk. Mimo wszystko tesknilam. Za wszystkimi i za wszystkim. Artykuly zastepcze zawsze beda tylko artykulami zastepczymi. W kazdej sferze zycia... 

P.S.
O ironio, właśnie na koniec pisania tego tekstu przekroczyłam granicę w Kostrzynie...

P.S.2 ( Już w domu, tym berlińskim...)
Co ciekawe, maszerując z walizką do mojej kamienicy zdałam sobie sprawę, że czuję się tak jak u siebie, jakbym była w Poznaniu, a nie gdzieś za granicą... Dziwne mam te myśli, doprawdy. Dobrze, że natłok pracy już tuż tuż.

3 komentarze:

Kochany Czytelniku, dziękuję za wyrażenie opinii bądź sugestii :) Jednocześnie informuję, że obraźliwe, zawierające niecenzuralne wyrazy lub niezgodne z netykietą komentarze zostaną usunięte. Życzę Ci miłego dnia i przyjemnego pobytu na moim blogu ;) Zaprasza też do ponownych odwiedzin:)