Adwent w stolicy Niemiec to iście magiczny czas. Uliczki i ulice pięknie przyozdobione światłami, witryny sklepów odświętnie udekorowane i oczywiście Weihnachtsmarkty, czyli bożonarodzeniowe ryneczki porozsiewane po całym Berlinie. Można tam kupić prezenty, napić się grzańca i spotkać ze znajomymi by razem rozkoszować się błogim czasem. Jednak jakkolwiek by pięknie nie było to nie wyobrażam sobie Świąt spędzanych poza Polską i na ten czas wróciłam do Domku:)
Atmosfera świąteczna w Berlinie daje się odczuć już od połowy października. Wtedy też w oknach sklepów, a nierzadko i prywatnych domów zaczynają pojawiać się pierwsze dekoracje. Przyznam, że jestem tradycjonalistką w tej kwestii. W moim rodzinnym domu choinkę od lat ubiera się w wigilijny poranek, a dekoracje świąteczne na kilka dni przed tym pieknym dniem.
Zazwyczaj irytowały mnie 'christmas song' wszechobecne w polskich marketach od początku grudnia. Uważałam, że czas kolęd i świętowania zaczyna się dopiero od Wigilii. przyznam jednak, że już od ubiegłego roku moje postrzeganie adwentu zaczęło się nieco zmieniać. W końcu jest to czas radosnego oczekiwania, a nie umartwiania się.
A tak odliczałyśmy ze współlokatorkami czas pozostały do Bożego Narodzenia :) Ten piękny wieniec zrobiła razem ze swoim narzeczonym Gita ze Słowacji :) |
Wiele osób odmawia sobie w tym czasie imprezowania, słodyczy, korzystania z Internetu, itp. Ja odmówiłam sobie kawy (próbowałam też zrezygnować ze słodyczy, ale przy zdolnościach kulinarnych moich wspaniałych współlokatorek ze Słowacji i Węgier nie dało się ;), ale to też raczej ze względów zdrowotnych. W tym roku zdecydowanie poddałam się atmosferze adwentowej radości. Chyba nawet było mi to potrzebne po dość długim czasie smutku i jakiegoś zawieszenia życiowego. Po pół roku pobytu w Niemczech w końcu przestałam zastanawiać się, co by było gdybym została w Polsce i nie wyjechała (bo podjęcie decyzji to nie była łatwa sprawa i bliskie mi osoby wiedzą, jak bardzo się wahałam, pewnie kiedyś to jeszcze opiszę). Gdzieś usłyszałam ciekawą myśl, że rozmyślanie o przeszłości i przyszłości tylko męczy człowieka natomiast tak naprawdę szczęśliwi jesteśmy tylko wtedy, gdy koncentrujemy się na tym co "tu i teraz". Wzięłam to sobie do serca i muszę przyznać, że odżyłam. Może jeszcze nie do końca... Ale już staram się nie oglądać w tył. Czy wrócę do Polski? Decyzję zostawiam sobie na później. Choć chcę wierzyć, że tak.
Póki co wróciłam na święta:) I niesamowite, ale gdy wspinałam się po schodach na dworcu PKP usłyszałam znany song "Ona tu tańczy". Podnoszę wzrok znad mojej śnieżnej czapy, a tu jakiś przystojny młodzieniec szczerzy do mnie kły i nim się spostrzegłam niósł już moją walizę i śpiewał dalej. Powiedział, że właśnie wyzdrowiał, bo go grypa długo męczyła. Szkoda, że w tym samym czasie zadzwonili moi Rodzice dojeżdżający do dworca, bo może bym jakąś fajną znajomość nawiązała, a tak... gadałam przez telefon. Tak czy owak zrobiło mi się mega miło, bo w Niemczech to już odwykłam od takich grzeczności.
Wesołych Świąt :)