niedziela, 23 grudnia 2012

Adwent w Berlinie, święta w Polsce :)

Adwent w stolicy Niemiec to iście magiczny czas. Uliczki i ulice pięknie przyozdobione światłami, witryny sklepów odświętnie udekorowane i oczywiście Weihnachtsmarkty, czyli bożonarodzeniowe ryneczki porozsiewane po całym Berlinie. Można tam kupić prezenty, napić się grzańca i spotkać ze znajomymi by razem rozkoszować się błogim czasem. Jednak jakkolwiek by pięknie nie było to nie wyobrażam sobie Świąt spędzanych poza Polską i na ten czas wróciłam do Domku:)


Atmosfera świąteczna w Berlinie daje się odczuć już od połowy października. Wtedy też w oknach sklepów, a nierzadko i  prywatnych domów zaczynają pojawiać się pierwsze dekoracje. Przyznam, że jestem tradycjonalistką w tej kwestii. W moim rodzinnym domu choinkę od lat ubiera się w wigilijny poranek, a dekoracje świąteczne na kilka dni przed tym pieknym dniem. 

Zazwyczaj irytowały mnie 'christmas song'  wszechobecne w polskich marketach od początku grudnia. Uważałam, że czas kolęd i świętowania zaczyna się dopiero od Wigilii. przyznam jednak, że już od ubiegłego roku moje postrzeganie adwentu zaczęło się nieco zmieniać. W końcu jest to czas radosnego oczekiwania, a nie umartwiania się.


A tak odliczałyśmy ze współlokatorkami czas pozostały do Bożego Narodzenia :) Ten piękny wieniec zrobiła razem ze swoim narzeczonym Gita  ze Słowacji :)

Wiele osób odmawia sobie w tym czasie imprezowania, słodyczy, korzystania z Internetu, itp. Ja odmówiłam sobie kawy (próbowałam też zrezygnować ze słodyczy, ale przy zdolnościach kulinarnych moich wspaniałych współlokatorek ze Słowacji i Węgier nie dało się ;), ale to też raczej ze względów zdrowotnych.   W tym roku zdecydowanie poddałam się atmosferze adwentowej radości. Chyba nawet było mi to potrzebne po dość długim czasie smutku i jakiegoś zawieszenia życiowego. Po pół roku pobytu w Niemczech w końcu przestałam zastanawiać się, co by było gdybym została w Polsce i nie wyjechała (bo podjęcie decyzji to nie była łatwa sprawa i bliskie mi osoby wiedzą, jak bardzo się wahałam, pewnie kiedyś to jeszcze opiszę). Gdzieś usłyszałam ciekawą myśl, że rozmyślanie o przeszłości i przyszłości tylko męczy człowieka natomiast tak naprawdę szczęśliwi jesteśmy tylko wtedy, gdy koncentrujemy się na tym co "tu i teraz". Wzięłam to sobie do serca i muszę przyznać, że odżyłam. Może jeszcze nie do końca... Ale już staram się nie oglądać w tył. Czy wrócę do Polski? Decyzję zostawiam sobie na później. Choć chcę wierzyć, że tak. 

Póki co wróciłam na święta:) I niesamowite, ale gdy wspinałam się po schodach na dworcu PKP usłyszałam znany song "Ona tu tańczy". Podnoszę wzrok znad mojej śnieżnej czapy, a tu jakiś przystojny młodzieniec szczerzy do mnie kły i nim się spostrzegłam niósł już moją walizę i śpiewał dalej. Powiedział, że właśnie wyzdrowiał, bo go grypa długo męczyła. Szkoda, że w tym samym czasie zadzwonili moi Rodzice dojeżdżający do dworca, bo może bym jakąś fajną znajomość nawiązała, a tak... gadałam przez telefon. Tak czy owak zrobiło mi się mega miło, bo w Niemczech to już odwykłam od takich grzeczności.

Wesołych Świąt :)

3 komentarze:

  1. W Hamburgu takie grzeczności na co dzień, przyjedź kiedyś i sama sie przekonaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę skorygować moją opinię. Otóż w mojej nowej pracy napotkałam Niemców, którzy otwierają przede mną drzwi. W Polsce to nic dziwnego, ale tu owszem. Byłam więc bardzo pozytywnie zaskoczona;)

      Usuń
  2. Z pewnością się w tym Nowym 2013 Roku wybiorę do tego miasta najbardziej szczęśliwych ludzi. Najpierw Dortmund i Drezno, a zaraz potem na mojej liście miast do zwiedzenia jest Hamburg :)

    OdpowiedzUsuń

Kochany Czytelniku, dziękuję za wyrażenie opinii bądź sugestii :) Jednocześnie informuję, że obraźliwe, zawierające niecenzuralne wyrazy lub niezgodne z netykietą komentarze zostaną usunięte. Życzę Ci miłego dnia i przyjemnego pobytu na moim blogu ;) Zaprasza też do ponownych odwiedzin:)