środa, 5 grudnia 2012

Andrzejki w Berlinie

Zawsze byłam typem chadzającym własnymi ścieżkami. Z wielką rezerwą podchodzę do rzeczy szczególnie `modnych`, `na czasie` i `must have`. (Pewnie dlatego do tej pory nie ruszyłam książek o Harrym Potterze). Niespecjalnie rajcowało mnie obchodzenie Walentynek, a już totalnie przeciwna jestem Halloween. Wolę - choć pogańskie, ale słowiańskie tradycje, Noc Świętojańska i Andrzejki - o wiele bardziej przystające do naszej kultury.

Jako zwolenniczka dobrej zabawy i promocji za granica wszystkiego co dobre, a polskie - postanowiłam urządzić babskie Andrzejki w domowym zaciszu. Moje koleżanki z Węgier i Slowacji chętnie dołączyły do przygotowań, ciesząc się że mogą poznać zwyczaje innego kraju. 


 Były więc i wróżby z sercem, na którym zapisano imiona potencjalnych kandydatow na męża. Na jednym papierowym serduchu wypisałyśmy te męskie imiona, które nam się podobają, albo z kimś kojarza. Zeby bylo zabawniej, dodałyśmy imię właściciela naszego mieszkania - żonatego i poczciwego Gerda, a także kilka imion arabskich, przy czym wszystkie się zarzekłyśmy, że wybór Mustafy czy Ahmenda to raczej nie byłby nasz szczęśliwy los;P

Anita zrażona do węgierskich mężczyzn wymarzyła sobie niemieckiego Oliviera. I udało się, co widać po jej zadowolonej minie. Teraz tylko szukać tego przystojniaka ;)


Poniżej moje próby lania wosku, a potem wróżenia przyszłości z kształtu cienia, jaki pojawi się na ścianie. Do dziś nie wiem co to właściwie może oznaczać. Może Wy macie jakieś dobre pomysły? Jeśli tak, to mi je zdradzacie, bo nie lubię żyć w niepewności;)



Nie mogło zabraknąć też innej tradycyjnej zabawy  - z bucikami. I jak to z takimi wróżbami bywa, nie bierze się ich na serio, a one pokazują prawdę ;) Próg naszego domostwa jako pierwszy przekroczył pantofelek Gity, sympatycznej Słowaczki, która jest już zaręczona.

Ciekawe, że na drugim miejscu znalazłam się ja, a mnie sie do zamążpójścia wcale nie spieszy. Biedne te pozostałe koleżanki, bo sie chyba nie doczekają welonu ;P

W każdym razie pozostałe wróżby wskazywały na to, że spotkam tajemniczego kelnera wieczorową porą.  Pocieszeniem może być to, że z kochankiem trafie lepiej, bo bedzie dziennikarzem ;P

Bałam się wyciągać kolejne losy, ale raz się w końcu żyje! Wywróżyłam sobie prace sprzedawcy i... biorąc pod uwagę moje obecne zajęcie to coś w tym jest ;) 

Dalej wywróżyłam sobie Thomasa (a zdradzę, że niedawno jednego poznałam i On zdecydowanie ma w sobie to `coś`, niestety z racji relacji zawodowych nici z romansów). Ale zawsze pozostaje mi jakiś kelner ;) 

Ponadto ślub w październiku i piątka uroczych dzieci - o jak sie ciesze! Po prostu na całego :D


Na szczęście tego dnia nagotowałam grzańca dla naszej małej babskiej gromadki i w dobrych humorach bawiłyśmy się resztę nocy tańcząc i śpiewając. Momentami bylo nawet klimatycznie, co widać na załączonym obrazku ;)



Przy okazji poznałam całe mnóstwo hitów rodem ze Słowacji i Węgier, od przebojów lat 80-tych, poprzez hip-hop, aż po muzykę  klasyczną i chóralną ;)

Co się tyczy hitów współczesnych, okazuje się iż każde państwo ma swój odpowiednik kawałka `Ona tu tanczy'. Przy okazji nie omieszkałam zaprezentować dziewczynom oryginału, a potem Coveru CeZika. Bez dwóch zdań ten drugi został uznany za wspaniały, a pierwszego ponoć nie da się słuchać. Szkoda. Ja lubię ;D Oba ;)


A na koniec wpisu mały deser dla wszystkich, którzy wytrwali i przeczytali całość ( Tych co nie przeczytali odsyłam - nie zasłużyli sobie). 





     Węgierski hit z dawnych lat - urocze cacko. Posluchajcie :)


2 komentarze:

  1. Ah, te Madziary!!! Naprawdę sympatyczne:D Ale 5 dzieci?!?! TY ?!?! W sumie , Ty na wszytsko czas znajdziesz:P :D:D Bardzo popieram Twoją działalność promującą polską tradycję :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe,ja to zawsze chciałam mieć 3-ke;) Piątka to stanowczo za wiele;) A Madziary fajne;) Polacy i Węgrzy za granicą trzymają się razem;) Moja współlokatorka Anita (z którą mam zresztą genialny kontakt!) w miniony weekend była w Lyonie we Francji odwiedzić swoją młodszą przyjaciółkę będącą tam na Erasmusie. I co się okazało? W ciągu 3 dni zaliczyła 2 imprezy u Polaków;) Potem mi opowiadała, jak wszyscy się śmiali, gdy jedyne, co umiała powiedzieć po polsku to "PTASIE MLECZKO"

    OdpowiedzUsuń

Kochany Czytelniku, dziękuję za wyrażenie opinii bądź sugestii :) Jednocześnie informuję, że obraźliwe, zawierające niecenzuralne wyrazy lub niezgodne z netykietą komentarze zostaną usunięte. Życzę Ci miłego dnia i przyjemnego pobytu na moim blogu ;) Zaprasza też do ponownych odwiedzin:)